Ostatnio usłyszałam: ” Marta Ty nie masz SM to niemożliwe lekarz się pomylił:)”- a przecież wcale tak różowo nie było…Kiedy 11 lat temu usłyszałam diagnozę SM mój czas się dla mnie zatrzymał…
Zaczął się nowy rozdział w moim życiu… Nowy scenariusz pisany ogromem emocji: smutku, żalu i złości. Nie mogłam i nie chciałam się na to zgodzić. Mój nowy świat był dla mnie przerażający. Widmo postępującej niepełnosprawności odczuwałam w całym swoim ciele. Każdy dzień był dla mnie dniem walki o lepsze jutro, walki często w bólu i cierpieniu. Mój uśmiech był maską, pod którą ukrywałam paniczny lęk o przyszłość. Jednak wiedziałam, że właśnie teraz rozpoczynam najważniejszą walką. Walkę o zdrowie. Każdy dzień rozpoczynałam od ćwiczeń. Czasami w bólu ze łzami w oczach. Ćwiczyłam w domu, na dworze. Kiedy biegłam czułam jak drżą mi nogi, jak bolą mięśnie, ale wiedziałam, że tylko dzięki temu jestem w stanie pokonać chorobę. Później dołożyłam do tego pracę z ciałem, medytację, jogę skupienie się na sobie i na celu, który sobie postawiłam. Zmieniłam nawyki żywieniowe, wyeliminowałam z diety nabiał, ograniczyłam gluten i cukier, wprowadziłam do diety suplementy (magnez, cynk, wit. D3, glutation, wit. B, kwertycyna, miedź, coenzym Q10) ale przede wszystkim zaczęłam wierzyć w to, że pokonam SM. Zaczęłam morsować, stosować metodę Wima Hoffa – codziennie zimne prysznice, oddech dawały mi niesamowity zastrzyk energetyczny. Całkowicie zmieniłam styl życia, myślenie i nastawienie do świata. Uwierzyłam w siebie, pokochałam siebie na nowo. Zaczęłam słuchać swojego ciała. Lęk, który był we mnie zaczął się zmniejszać a ciało zaczęło zdrowieć. Pozytywne myślenie i wiara w to, że wyzdrowieje doprowadziła mnie do tego gdzie jestem tu i teraz. Sport uratował nie tylko moje ciało, ale także wpłynął pozytywnie na moją psychikę. Dolegliwości bólowe zniknęły, chroniczne zmęczenie ustąpiło, kondycja fizyczna polepszyła się do tego stopnia, że nie jedna zdrowa osoba mogłaby jej pozazdrościć. Mój wiek metaboliczny jest na poziomie 20 lat a mam prawie 41. Od pół roku ćwiczę intensywnie na siłowni a od niedawna podjęłam kolejne wyzwanie brazylijskie jiu-jitsu. Jak mówi mój trener ograniczenia są tylko w Twojej głowie…Dlatego nie warto się nigdy poddawać, marzenia to tylko czas który trzeba pokonać by je zrealizować. Siła jest w każdym człowieku a możliwości naszego mózgu są nieograniczone. Pisałam wcześniej o czym marzę…marzyłam o wolności od choroby i od planu jaki ma na mnie drugi człowiek. Udało mi się …. ograniczał mnie tylko czas…Uwolniłam się od choroby, od negatywnego myślenia i lęku. To gdzie jestem tu i teraz zawdzięczam przede wszystkim sobie i sile która z każdym dniem jest coraz mocniejsza.. Każdy człowiek ma w sobie siłę. Trzeba jej tylko dobrze poszukać…To nie łatwe zadanie wymagające ogromnego zaangażowania i wytrwałości ale smak zdrowia jest bezcennym uczuciem…To dopiero początek mojej drogi przede mną kolejne cele, kolejne wyzwania. Życie ma się jedno ale w jego cieniu ukryte jest jeszcze wiele innych żyć….